Jakiś czas temu obiecałam studentom, że będę zamieszczała ich najlepsze teksty na swoim blogu. Podczas moich zajęć mieli za zadanie zrobić reporterską rozmowę z ciekawym człowiekiem. I dostali na to miesiąc. Dopiero zaczynają się uczyć, więc to są próby, które nie zawsze nadają się do publikacji prasowej. Ale ten materiał mnie oczarował. Napisała go Alicja Lesiakowska, która przyszła na jeden z moich kursów reportażu w Maszynie do pisania. Nie może ukazać się w prasie, bo autorka postanowiła ukryć tożsamość swojego bohatera, dlatego publikuję go tutaj.
Posłuchajcie historii Jordańczyka, który urodził się w Dublinie, skończył medycynę ze specjalizacją z ginekologii, przeżył wojnę w Syrii, w końcu trafił do Polski. Tu spotkały go odrzucenie i samotność, dlatego zaczął trenować sokoły.
Ten krótki tekst bardzo wiele mówi o Polsce i Polakach.
Dzięki Ci wielkie, Alu, raz jeszcze za ten materiał.
Jestem tykającą bombą
Nikt ze mną nie rozmawiał. Unikali nawet spojrzeń. Szczerze? Nie dziwię im się. Spójrz na mnie.
Anię poznałem w Palestynie. Podróżowała po Bliskim Wschodzie w poszukiwaniu ciekawego tematu. Jest pisarką. Ja odwiedzałem akurat swoich rodziców i córkę. Zapoznał nas mój brat. Z Anią spędziliśmy razem 4 miesiące. Później wróciła do swojego narzeczonego, do Polski. Była z nim związana przez 13 lat. Cały czas pisaliśmy do siebie, dzwoniliśmy. Wróciłem do Egiptu, gdzie studiowałem medycynę. Ania przyjechała do mnie, powiedziała, że zerwała zaręczyny. Mieszkaliśmy przez jakiś czas w Egipcie, ale ją ciągnęło do Polski.
Dla niej zostawiłem całe swoje dotychczasowe życie.
Rzuciłem wszystko i przyjechaliśmy do Polski. Jestem tu 3 lata. Powoli zaczynam mówić o Polsce, że to mój dom.
Jestem obcy
Wyjście do sklepu, na spacer, do baru były dla mnie trudne. Ludzie omijali mnie szerokim łukiem. Byłem dla nich tykającą bombą, która może eksplodować w każdej chwili. Nikt ze mną nie rozmawiał. Unikali nawet spojrzeń. Mój wzrok ich parzył. Szczerze? Nie dziwię im się. Spójrz na mnie. Przecież wyglądam jak muzułmanin. Chociaż jestem chrześcijaninem, ale to nie ma żadnego znaczenia. Taka jest ludzka natura.
Raz, gdy byliśmy z Anią na dworcu we Wrocławiu ludzie rozstępowali się na nasz widok. Nie wytrzymałem. Nagle krzyknąłem “bum!”. Byłem wściekły. Rozumiem, bali się mnie, ale czym ona im zawiniła? Nie mogłem znieść jej spojrzenia. Było w nim wszystko: strach, wstyd, “przepraszam”. Wtedy chyba pierwszy raz zwątpiła, że nasze życie tutaj może wyglądać normalnie.
Na siłowni spotykałem tych samych ludzi. Mijaliśmy się prawie codzienne. Żadnego “cześć”. Ale to chyba taka polska specjalność. Wy nawet w rodzinach niewiele rozmawiacie, a co dopiero z obcym. I to obcokrajowcem.
W krajach arabskich to wygląda zupełnie inaczej. Trzymamy się razem. Nie ma momentu, żebyś był sam. Zawsze ktoś z rodziny lub znajomi zapraszają cię albo odwiedzają. Wszyscy wszystko o wszystkich wiedzą. Nie masz gdzie się ukryć. Nie masz tajemnic.
Moja rodzina jest bardzo szanowana. Mój ojciec był świetnym lekarzem, zmarł dwa lata temu. Mój brat i ja poszliśmy w jego ślady. Żyliśmy na wysokim poziomie, wszyscy nas znali.
Może to wydać się śmieszne, ale w Polsce najbardziej nie lubię spotkań właśnie z lekarzami. Traktują mnie jak intruza. Jakbym musiał się tłumaczyć z tego, że potrzebuję pomocy.
Od lat choruję na serce. W Polsce musiałem kilka razy wzywać pogotowie. Miałem stan przedzawałowy. Wiem, bo przecież sam jestem lekarzem, znam objawy. Przyszło do mnie dwóch mężczyzn i kobieta. Otworzyłem im drzwi. Gdy tylko mnie zobaczyli natychmiast się cofnęli. Nie zrobili żadnych badań, nie podali leków. Wezwali za to policję. Mówili, że symuluję i niesłusznie wezwałem pomoc. Policjanci kazali mi zapłacić mandat 500 zł. Za co? Bo nie mówię po polsku? Bo wyglądam inaczej? Powiedziałem, że jeśli nie zrobią mi badań, nie podadzą leków to zgłoszę się do mediów. I powiem, że jestem muzułmaninem i że to był rasistowski atak. Byłem wściekły. Przeprosili. Do szpitala pojechałem sam. Teraz już wiem, że w takich sytuacjach musi być ze mną jakiś Polak. Znajomy albo sąsiad.
Gdy lekarze widzą, że jest świadek to zachowują się inaczej. Traktują mnie z szacunkiem.
Kiedyś widziałem jak pewien człowiek w metrze zachowywał się agresywnie w stosunku do innych pasażerów. Popychał ich, łapał za nosy. Powiedziałem to policjantowi. Spytał mnie, dlaczego sam nie zareagowałem, nie powstrzymałem tego człowieka. Nie zrobiłem tego specjalnie. Wiem jak się bronić i jak walczyć. Od dziecka ćwiczyłem sztuki walki. Wszędzie zabierałem ze sobą broń, wiem o niej wszystko. Niechcący mógłbym wbić mu nóż w brzuch i co wtedy? A sprowokować mnie łatwo. Najgorsze, jak ktoś w takiej sytuacji mnie dotknie, popchnie, szarpnie. Wtedy wychodzę z siebie, mogę stracić kontrolę, zrobić komuś krzywdę. Staram się trzymać z dala od kłopotów.
Jestem człowiekiem
Odkąd mam sokoły ludzie przestali na mnie patrzeć jak na terrorystę. Nawet sami podchodzą i zaczynają rozmowę.
Uśmiechają, zagadują, robią zdjęcia. Ciekawość zwycięża strach. A co to za ptak? A czym go karmisz? Mogę potrzymać? Skąd jesteś? Jak się nazywasz? Zaczynam być dla nich człowiekiem.
Najczęściej zaczepiają mnie kobiety. Są odważniejsze niż polscy mężczyźni. Ci zazwyczaj stoją z tyłu, bacznie mnie obserwują. Nie odezwą się nawet słowem.
Pierwszego sokoła dostałem, gdy miałem 8 lat. Tyle lat ma teraz moja córka.
Miłością do nich zaraził mnie brat mojej mamy. Mieszkał przez jakiś czas w Kuwejcie, tam prawie każdy ma dzikiego ptaka. To taka tradycja. Wy tutaj chodzicie na spacer z psami, tam chodzi się z sokołami. W Palestynie musiałem ukrywać sokoła, ich trzymanie jest nielegalne. Wiadomo, lepiej nie zadzierać z Izraelczykami. Pierwszy sokół mieszkał ze mną 3 lata. Zachorował. Moja mama opłakiwała jego śmierć przez kilka dni. Powiedziała: “Synu, nigdy więcej - żadnych sokołów!”. Następnego ptaka miałem dopiero, gdy wyprowadziłem się z rodzinnego domu, w Jordanii, w Egipcie i Syrii, gdzie studiowałem. W mieszkaniu trzymałem już nie tylko sokoły. Miałem lwy, tygrysy, wilki, lisy. Nigdy nie interesowały mnie psy ani koty. Ale to sokoły są mi najbliższe. Mam z nimi specjalną więź.
W Polsce mieszkają ze mną dwa ptaki. Grom i Czarny. Są bardzo waleczne, wiedzą jak zabić. W tradycji arabskiej żeby mięso było halal, czyste, musi być z niego odprowadzona cała krew. Trzeba wiedzieć, gdzie przeciąć gardło. Moje sokoły to wiedzą.
To moi przyjaciele, dzielę z nimi dom. Mają dla siebie cały pokój. I zamrażalnik wypchany przysmakiem - pisklętami kurczaków. W szafie trzymam lekarstwa, witaminy, zastrzyki, maści. Codziennie ten sam rytuał. Rano: karmienie. Potem: czyszczenie ptasich piór. W południe wyprowadzam je na spacer. Są dosyć leniwe, żeby latały trzeba motywować je okrzykami. Zazwyczaj po angielsku, staram się tutaj nie krzyczeć po arabsku. Chyba rozumiesz dlaczego. Wieczorem: znów karmienie, czyszczenie. Teraz, gdy chorują muszę im jeszcze robić inhalacje. Spójrz, są bardzo słabe po zimie, zmieniają pióra. Nie lubię patrzeć na nie, gdy są w takim stanie. Wszystko w środku mnie wtedy boli.
Jestem ojcem
Sokół mojej córki to ten większy, Grom. Jest z niego bardzo dumna. Umie już z nim polować. Na początku bardzo interesowała ją śmierć. Na polowaniach dokładnie oglądała martwe zwierzęta, wyjmowała ich wnętrzności - jeden po drugim. Musieliśmy przystopować. Tłumaczę jej, że nie zabijamy dla zabawy. Polujemy tylko na to, co zjemy sami lub co będzie pożywieniem dla ptaków. Chyba zrozumiała, bo krew już jej tak nie fascynuje. Inni sokolnicy patrzą na nas z zazdrością. Ich dzieci zazwyczaj nie polują. My z córką dzielimy wspólną pasję.
Kiedyś pojechałem pod Warszawę, żeby Grom mógł trochę polatać. Gdy wypuszczam sokoły zazwyczaj montuję im nadajnik z GPS. W pewnym momencie straciłem ptaka z oczu. Sygnał z nadajnika był bardzo słaby. Wpadłem w panikę. Zgubiłem ptaka mojej córki. Jak jej to powiem? Szukałem go wszędzie. Było okropnie zimno, a ja brodziłem po pas w bagnie, żeby tylko go znaleźć. Woda sięgała mi do brody, prawie się utopiłem. Nic z tego, ptak przepadł. Byłem zrozpaczony. Wróciłem w to samo miejsce następnego dnia, z samego rana. Nagle odbiornik zaczął wydawać słabiutki dźwięk. Grom musiał być gdzieś w okolicy. Szukałem i wołałem, aż nagle zobaczyłem na niebie malutką czarną kropkę, która z ogromną prędkością zaczęła spadać w dół. To był on. Nawet nie wiesz jak byłem szczęśliwy. Gdybym zgubił ptaka mojej córki, chyba by mnie zabiła.
Sokół to obowiązek. Córka czasem się wykręca - “tato, nakarm go sam, nie chce mi się”. Ale nie odpuszczam jej, musi wiedzieć, co do niej należy. Musi być silna.
Z jej matką jestem rozwiedziony. Ma problem z alkoholem i narkotykami. Nie interesuje się córką. Poznaliśmy się w Jordanii, to była przygoda na jedną noc. Po tym urodziła się Nathalie. Jak tytuł francuskiej piosenki Gilberta Becaud. Znasz? Jest bardzo piękna.
Próbowałem ułożyć sobie z nią życie, dla Nathalie. Po kolejnej awanturze zrozumiałem, że to bez sensu. Córka czasem bywała u niej. Pewnego razu, z wściekłości podpaliła mieszkanie, które jej zostawiłem. Wtedy zrozumiałem, że to już koniec. Nathalie więcej nie zobaczy swojej matki.
Moi rodzice pomagali mi wychowywać córkę. Zajmowali się nią gdy studiowałem. Rzadko bywałem w domu. Uczyłem się w Egipcie, wyjechałem na wymianę studencką do Syrii. Spędziłem tam dwa lata. Zaczęła się wojna, trafiłem w sam środek piekła. Musiałem walczyć o życie, ukrywać się.
Na wojnie czułem, że żyję. Adrenalina, bycie w ciągłej gotowości. Nie wiesz co czeka cię za chwilę, co jest za rogiem. Ciągła walka o przetrwanie. Nie bałem się i dlatego przeżyłem. Były też momenty nie do wytrzymania. Pewnego razu w jednym z mieszkań znalazłem kilka kobiet. Leżały przerażone na ziemi, wszystkie zgwałcone. Obok nich mężczyźni. Z poderżniętymi gardłami. Nie wiedziałem co zrobić. Jak się zachować. Co powiedzieć. Jak im pomóc.
Wyszedłem.
Cudem przedostałem się do Turcji, wróciłem do rodziców i mojej córki do Palestyny. Poznałem Anię.
Kim jestem?
Do Polski przyjechaliśmy we dwójkę. Później dołączyła moja córka. No i sokoły.
Kim jestem? To zależy kto pyta. W Polsce zazwyczaj odpowiadam, że jestem Irlandczykiem. To ludzi uspokaja. Urodziłem się w Dublinie, gdzie mój tata pracował jako lekarz. Mam obywatelstwo irlandzkie, palestyńskie i jordańskie. Kim czuję się naprawdę? Jordańczykiem, tam zostawiłem swoją przeszłość.
Z córką rozmawiamy po angielsku, arabski jest jej obcy. Wyparła go zupełnie. Mówi po polsku, gdy chce mnie zdenerwować. Ja nie rozumiem ani słowa. Czasem się śmiejemy, że może przefarbujemy jej włosy na blond, wtedy będzie stuprocentową Polką.
Z Anią tworzyliśmy normalną rodzinę. Natalia - tak się teraz przedstawia - chwaliła się w szkole, że to jej mama.
Na ulicy coraz częściej zaczęli wytykać nas palcami - “to ci od sokołów!”. Pokazywali na nasze okna - “o, tu mieszkają!”. Przestaliśmy być anonimowi. Ludzie szeptali, patrzyli, robili zdjęcia z ukrycia. Ania nie wytrzymała. Spakowała się i wyprowadziła. Powiedziała, że nie da rady. To dla niej za wiele. I jeszcze te sokoły - a ona jest wegetarianką.
Polacy cenią sobie anonimowość. Tam skąd pochodzę wszyscy się znają. Tutaj wzrok drugiego człowieka bywa nie do zniesienia.
Teraz nie mam tu nikogo. Jest mi ciężko, bo lubię ludzi. Jestem towarzyski. Potrzebuję rozmowy, szczególnie, gdy jest mi trudno, jak teraz. Czasem porozmawiam z którymś z sąsiadów, ale trudno nazwać to przyjaźnią. Najwięcej znajomych mam wśród alkoholików, którzy przesiadują pod pobliskim sklepem. Lubią mnie. Jest taka zasada, że jak jesteś miły dla innych to oni też są dobrzy dla ciebie.
Nie znoszę patrzeć na cierpienie innych, zwłaszcza jeśli zadaje je drugi człowiek. Kiedyś, w Palestynie, widziałem jak mąż bije swoją żonę. Nie powinienem się wtrącać, w krajach arabskich to sprawa tych dwojga. Nie wytrzymałem. Dałem mu nauczkę.
W Polsce raczej unikam osób z krajów arabskich. Nie do końca im ufam. Zdarza się, że widzę kogoś takiego w metrze albo w centrum handlowym. I wiesz nad czym się zastanawiam? Co on ma w tej dużej torbie? Bombę? Zabawne, co?
Co dalej? Nie wiem. Nie chcę uciekać. To byłoby jak przyznanie się do porażki, a ja nie lubię przegrywać. Być może mógłbym pracować w Polsce jako lekarz, moją specjalizacją jest ginekologia. Zarobki lekarzy są tu jednak fatalne, do tego nie znam języka. Nie wiem też, jak kobiety by na mnie reagowały. Czy by się mnie bały? Jeśli wyjadę to na własnych warunkach. Na razie dbam o sokoły, moja córka ma tu przyjaciół, d
obrą szkołę. Tam, skąd przybyłem, żyłem jak król, miałem pieniądze, ludzie mnie szanowali, tu jestem nikim. W Jordanii zostawiłem mieszkanie. Dzięki temu, że je wynajmuję mam za co tutaj żyć. Zostało mi trochę oszczędności, ale i one powoli się kurczą. Przyjdzie czas, że będe musiał podjąć jakąś decyzję. Na razie cieszę się tym, że jestem wolny. Mimo wszystko lubię tu być. Cenię sobie to nudne, polskie życie.
Może tli się we mnie jeszcze nadzieja. Wiesz, z miłością jest jak z wojną. Łatwo ją zacząć, znacznie trudniej zakończyć.